Człowiekiem nikt się nie rodzi, człowiekiem każdy się staje realizując w sobie osobę. Każdy to robi na swój sposób, chrześcijanie dzięki osobie odpowiadają na wezwanie Boga, inni starają się odpowiedzieć otaczającemu światu również dążąc do jakiegoś wzorca. Osoba, czyli człowieczy wzorzec, w każdym wspomnianym przypadku jest celem, wyzwaniem etycznym, a człowieczeństwo, które w chwili poczęcia zawarto w każdym z nas jako program, rozwija się (lub nie) dzięki temu programowi na chwałę lub potępienie.
Szymon Hołownia zmierza ku człowieczeństwu pisząc i udzielając się w każdym możliwym miejscu po to, aby nam przypomnieć o istnieniu Boga. Robi to zgodnie z wymaganiami współczesności, a więc starając dostosować do nowego świata. Uczy nas Boga w epoce kciuka (niczym najlepszy pedagog, bo takie powołanie też w nim wyczuwam) będąc, prócz tego, jednostką wyrosłą w tradycyjnie pojmowanym systemie myślenia (to czuję w uwielbieniu, jakim darzy język), z jasno zarysowanymi kategoriami przyczyny i skutku, czyli ze świadomością odpowiedzialności za to, co z sobą i dla siebie wyczynia.
Szymon Hołownia¸ do tego, rozumie świat holistycznie i mistycznie, co umożliwia mu uczestniczyć w Bogu i w świecie, a tak do rzeczywistości podchodząc spotyka na swojej drodze zwierzęta nabywające cech boskich i przestające pełnić funkcje li tylko ludziom służebne (zgodnie z miłościwie dotąd nam panującym antropocentryzmem). Rzekłbym zatem, że Hołownia to tradycyjny mistyk przeflancowany w epokę kciuka, a zwierzęta z braci mniejszych stają się dlań po prostu braćmi.
Nie będę rozpisywał się o nadchodzącej zewsząd katastrofie, która wisi nad współczesnością i którą ludzie sami sobie gotują, także nieubłaganie tępiąc braci. Jednym z leków na zło świata staje się dla Hołowni współczucie, empatia wobec wszystkich elementów (co zresztą bardzo zbliża do mistyki prawosławia, ze zwierzęciem zajmującym miejsce ikony). To właśnie czułość na cierpienie wokół doprowadziła Hołownię do zwierząt, a wszystko to z miłości, zaś kochać w takim ujęciu Boga oznacza kochać i współczuć całemu Jego stworzeniu.
Starając się docierać do współczesności i nauczać w takich warunkach, jakie aktualnie istnieją, Hołownia staje się nieco sowizdrzałem, pozbawionym złośliwości, lecz figlarnym trefnisiem żonglującym słowami w interesie wartości wyższych. Wynika z tego (dzięki niezaprzeczalnemu i nietuzinkowemu literackiemu talentowi) pewna dezynwoltura i lekkość, zwodząca jednak wielce i nakazująca kilkakrotnie odczytywać to, co faktycznie Hołownia ma do powiedzenia. Pierwsza lektura zbyt jest łatwa, talent autora pozwala ślizgać się po powierzchni, pod którą (przy ponownej lekturze) pojawiają się coraz to ciekawsze warstwy. Zwracam uwagę na taką pozorną łatwość i doradzam wielokrotnie Hołownię odczytywać.
Naprawdę warto.
Szymon Hołownia – Boskie zwierzęta
Wydawnictwo Znak
Kraków 2018